
Piszę właśnie tekst, fajne zdjęcia dodaję. Jedną nogą bujam bujaczek a mały wcina kolejną chrupkę. Starszy skrzat na tyle zdrowy, że dziś wreszcie w przedszkolu więc trzeba wykorzystać czas i nadrobić na blogu zaległości. Tekst czytam, zamiast spać. Tu odbieram telefon, tu właśnie energetyka pomiar i alarm w telefonie. Wracam do posta. Dobra, jeszcze ostatnie zdanie. Klikam enter. Gotowe, tekst poszedł! Czytam już opublikowany i zauważam literówki. Szybko je poprawiam, ale już kątem oka widzę godzinę. Czas na spacerek. Najmłodszy patrzy na mnie z wyrzutem, że zamiast niego, laptop mam na kolanach więc zostawiam to wszystko. Ruszam z wózkiem do parku. Potem po starszego do przedszkola. A później jak z lawiną czas leci, byle utrzymać się na nogach. Obiadek, zabawa, podwieczorek, szaleństwo, kąpu, kąpu, kolacja moja i padam! Rano dostaje wiadomość na privie:
„Fajne, ale wiesz, nie wypada, są tam literówki”.
Jasna cholera, wstaję i odpalam laptopa. Poprawiam kilka literówek w stylu „ze” zamiast „że” i ruszam do akcji, bo tu już małego trzeba nakarmić a starszego do przedszkola odprowadzić. Cały dzień w biegu. Jak zawsze. Ziewam potwornie.
Dostaje smsa od kogoś innego : „Tej, literówki masz”. Już poziom wkurzenia zaczyna wzrastać i pomiędzy dźwiganiem torby z zakupami na trzecie piętro a robieniem obiadu dochodzę do wniosku, że mam to w dupie. I niech sobie będą te literówki, kurcze moje w końcu, to niech sobie będą!
Dopiero późnym wieczorem siadam i nie wytrzymuję, muszę znaleźć tę literówkę. Czytam tekst i nic nie widzę! No nic, jak Boga kocham, nic! Oślepłam! Piszę do spostrzegawczych, gdzie ta literówka?
„Na Instagramie, podpis pod zdjęciem!”
Zlewam temat, idę spać. Dupa, nie literówka!
Dodaj komentarz